Mam połamane palce, nogi, ręce.
Jestem tylko prochem zdmuchiwanym przez wiatr,
rozsypanym na
miliardy kawałeczków.
Gdzieś daleko, zginęło moje serce, rozpadło się i zgniło.
Oczy już nie widzą słońca wokół, tylko ciemność,
ślepe
ciągle jednak otwarte czuwające.
Piekące bólem powieki już nigdy nie opadną.
Nozdrzami wyczuwam tylko fetor rozkładającej się duszy,
czuje ten ból i niemoc wobec ogromnej
siły która mnie dopadła i rozszarpuje, zabija.
Łzy spływające po policzkach już dawno przestały się liczyć,
Stały się codziennością, chwilą ulgi i wytchnienia przed
kolejnym koszmarem,
czającym się aby zaatakować.
Skulona obserwuje siebie i to co dzieje się wokół.
Czuje tylko powiew zimnego powietrza i krople deszczu
opadające na twarz osoby którą byłam.
A później nic tylko strach, już nie liczą się ludzie, życie,
przyszłość i nawet krew spływająca z rany.
Kropelka po kropelce, czerwona
ciepła i nic kompletnie nic nie znacząca.
Strach zaczyna mieszać się z paniką, nie panuje nad ciałem i
nie myślę.
Nie czuje teraz uderzeń zimnego bruku ulicznego, nie czuje otarć,
nie słyszę krzyku wokół mnie.
I nagle przychodzi myśl, taka zdumiewająca i bardzo kusząca
jak dla spragnionego szklanka wody,
jak dla alkoholika butelka wódki, jak dla
narkomana narkotyk, wyniszczająca mnie i wszystkich naokoło.
„A jakby tak zniknąć”.
Taka niemoc dotyka czasami każdego. Staram się, by mnie jak najrzadziej ;) pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńKażde z tych słów dotyka mnie do głębi..
OdpowiedzUsuń